Artyści w Polsce odchodzą seryjnie...


Pożegnaliśmy kolejnego polskiego artystę

W roku 2012 pożegnaliśmy liczną grupę wybitnych polskich artystów.
Artyści umierają w Polsce seryjnie, ale czy się rodzą w takiej samej proporcji, to dowiemy się dopiero w połowie XXI wieku.
W dniu 20 października zmarł Przemysław Gintrowski, wybitny wykonawca i kompozytor. Debiutował w roku 1976. W roku 1979, razem z Jackiem Kaczmarskim stworzyli program poetycki "Mury", którego tytułowa piosenka stała się nieformalnym hymnem Solidarności. Piosenka ta, oparta jest na utworze katalońskiego barda Lluisa Llacha, L'Estaca. W latach osiemdziesiątych Gintrowski stworzył muzykę do wielu filmów i seriali telewizyjnych, równocześnie koncertując poza oficjalnymi scenami. Muzykę pisał do słów wybitnych polskich poetów. Na początku lat dziewiędziesiątych koncertował wraz z Jackiem Kaczmarskim i Zbigniewem Łapińskim. To był czas jego największej popularności.
W 1994 roku, w studio telewizyjnym POLAMER w Warszawie, nagrał dla TVP, utwór "Kredka Kramsztyka". Słowa do tego utworu napisał Jacek Kaczmarski. Utwór ten został zrealizowany w formie widowiska w reżyserii Laco Adamika.
Historia twórczości tego artysty dokładnie ilustruje losy polskiej kultury w okresie transformacji ustrojowej. "Raport z oblężonego miasta" i "Pamiątki" nagrywane w drugim obiegu w latach 80-tych, zostały wydane w 1991 roku, ale już nie zaistniały jako zjawisko kulturowe.
W Polsce, od połowy lat dziewiędziesiątych, lansowano disco-polo pod patronatem Aleksandra Kwaśniewskiego. W okresie totalnej wyprzedaży resztek po PRL-u, urzędnicy od kultury nadzorujący poprawność polityczną, nie mieli głowy do subtelnych myśli wybitnych polskich poetów, którzy ostrzegali słowami piosenek w wykonaniu Przemysława Gintrowskiego. Twórczość wielu polskich artystów była wyrzutem sumienia dla dyskotekowych szołmenów, którzy w tamtych latach obrodzili w polskich mediach i do dzisiaj tam trwają jako strażnicy grobu polskiej kultury masowej. Efekt ich działalności jest przerażający.
Po śmierci Przemysława Gintrowskiego, na stronach internetowych ukazał się nieznany wywiad z kompozytorem, w którym artysta wyraża rozczarowanie i niepokój, przyglądając się Polsce w roku 2003.
Ten wywiad udzielony w 2003 roku, ukazał się dopiero w roku 2012, parę dni po śmierci artysty. To również jest powodem do zastanowienia. Dlaczego tak długo zwlekano z opublikowniem tego wywiadu?
A może powodem jest kryzys prasy drukowanej? Media obrazkowe, posługujące się komiksowym skrótem nie nadają się do przekazywania subtelnych myśli. Szeroka publiczność przez lata deprawowana zbanalizowanym przekazem mediów komercyjnych, nie jest w stanie znaleźć intelektualnego klucza do odbioru poezji Zbigniewa Herberta, ulubionego poety Przemysława Gintrowskiego.
Tygodniki i gazety codzienne próbują zatrzymywać czytelników skandalizującymi okładkami, ponieważ nadmiar informacji wizualnych, radiowych i internetowych tak rozleniwia przeciętnego zjadacza chleba, że tracimy zdolność skupiania uwagi na tekście zapisanym w gazecie.
Poważne tytuły zamieniają się w tabloidy. Wydawca amerykańskiego "Newsweeka" zapowiedział, że z końcem roku 2012 zrezygnuje z papierowej edycji tygodnika. Po 80 latach istnienia papierowego "Newsweeka" pozostanie tylko jego cyfrowa wersja.
Signum temporis. Czy to kolejny znak upadku, czy zapowiedź nieuniknionych zmian jaki przynosi technologia internetowa?
Ofiarami tych przemian pozostają wybitni artyści.
Ich twórczość staje się niezrozumiała dla konsumentów komercyjnych mediów, których wrażliwość kształtuje "sponiewierana" przez transformację szkoła i wiecznie żywe seriale telewizyjne, traktowane jako "praca domowa".
Miejmy nadzieję, że nadejdzie czas publicznej refleksji nad tymi zmianami, jakie próbują na nas wymusić nadzorcy orwellowskiego świata, którego mury miały runąć.
Mury stoją, a artyści odchodzą.


25 października 2012
www.wojciechborkowski.com