monolog - napisany dla kabaretu Bocian w Chicago




W Chicago można już nosić ze sobą broń. Podobno nawet na ulicach.
Tak zadecydował sąd. Jak podają media, to jest legalne, ale tylko częściowo. Dodatkowo wprowadzono kilka tomów przepisów wykonawczych, które dokładnie opiszą jaką broń można, a jaką nie można będzie ze sobą nosić,
na ile stóp można się zbliżyć z coltem do przedszkola, a na ile do kasyna gry.
Moja znajoma, godna najwyższego szacunku, zadzwoniła do mnie, prosząc o radę. Ona uważa mnie za człowieka ustabilizowanego emocjonalnie, który nie szuka łatwej drogi w rozwiązywaniu sporów przy pomocy pistoletu maszynowego.
Moja znajoma, postanowiła napisać list do burmistrza Chicago, aby ten indywidualnym rozporządzeniem zabronił jej kupować pistolety typu Magnum i karabiny o jeszcze większym kalibrze.
Właśnie się rozwiodła z kochającym ją mężem i po rozwodzie okazało się, że została goła jak stodoła na wiosnę, a mężuś ma dom, biznes i kochankę.
Moja znajoma chce napisać list, opatrzony własnym zdjęciem i rozesłać do wszystkich sklepów sprzedających w Chicago pistolety.
W tym liście ma być zamieszczona błagalna prośba, aby nie sprzedawali jej colta typu Magnum, nawet wtedy, kiedy przyjdzie trzeźwa i będzie wyglądała na osobę normalną i pogodzoną z losem.
Ta godna szacunku kobieta zadzwoniła jednak na strzelnicę i poprosiła o indywidualne lekcje strzelania do celu. Instruktor, który odebrał telefon chciał ją umówić na konkretny termin, ale ona zaproponowała mu lekcje strzelania w domu, który dawniej dzieliła z mężem. Dom, który mąż jej pozostawił jest zadłużony powyżej jego wartości, a ona w tym domu ma kilka miejsc emocjonalnie związanych z byłym mężem. Ona ma nadzieję, że właśnie w tych miejscach będzie najbardziej szczera, oddając seryjne strzały w kierunku celu, który nosi w wyobraźni.
Instruktor odłożył telefon, uważając, że to był niezbyt zabawny żart, a szkoda, bo ta terapia mogła być dla niej ostatnią deską ratunku.
Rozmawialiśmy kilka minut, właściwie to nie była rozmowa, to był monolog osoby uzasadniającej geniusz Kanta i jego rozumienie imperatywu, jako normy moralnej.
Pod koniec monologu doszła jednak do wniosku, że nie ma wyjścia, nawet gdyby wybrała modny homoseksualizm, to nie rozwiąże dręczących ją problemów.
Nasza rozmowa powoli zaczynała tracić wątek, gdy nagle wpadł jej do głowy pewien płomyczek nadziei.
Jej były mąż, z dyplomem magistra uzyskanym w Katedrze Zoologii Bezkręgowców na uniwersytecie w Polsce jest w Chicago wziętym kontraktorem, czyli budowniczym domów. Ulubionym zajęciem wielu polskich kontraktorów było wystawianie "gumowych" czeków bez pokrycia bankowego.
Były mąż naszej bohaterki był w tym procederze praktykantem i nie dorównywał mistrzom w tym fachu, ale miał na sumieniu kilkanaście "gumowych" czeków. Moja rozmówczyni wyraziła nadzieję, że może któryś z tych "szczęśliwców", co otrzymali od jej męża gumowy czek, skorzysta z tego prawa noszenia przy sobie broni i wyrówna rachunki z "dobroczyńcą".
Ten pomysł przestał się jej podobać, kiedy zauważyłem, że wyręczanie się cudzymi pistoletami nie przynosi dostatecznej satysfakcji i nie spełni roli oczekiwanego katharsis.
Pożegnaliśmy się spolegliwie, nie rozwiązując jej dylematów moralnych.
P.S.
Drodzy panowie, gdy zobaczycie jej zdjęcie w sklepach sprzedających pistolety, to przekonacie się, że jest podobna do naszych obecnych żon i nasze żony mogą mieć podobne rozterki po rozwodzie.

www.wojciechborkowski.com