Rezygnacja premiera Tuska


Rezygnacja premiera Tuska

Decyzja premiera Tuska o niestartowaniu w wyborach prezydenckich jest tematem tygodnia w polskich mediach. Politycy Platformy ocenili tę decyzję jako wyraz niezwykłej dojrzałości politycznej premiera, a politycy opozycji uznali tę decyzję jako rejteradę z pola walki o fotel prezydencki. Nigdy nie dowiemy się , czy decyzja ta była podjęta przez szerokie grono działaczy Platformy Obywatelskiej , czy też była owocem przemyśleń samego premiera. Ciekawe, czy była konsultowana z politykami PSL, czy też politycy PSL dowiedzieli się o niej z gazet? Decyzja jest tyle zaskakująca, że Donald Tusk był kandydatem w wyborach prezydenckich w roku 2005, a w roku 2010 zdawkowo komentując własną rezygnację podkreśla brak zainteresowania „zesłaniem”do pałacu pałacu prezydenckiego? Były prezydent i wieloletni mieszkaniec tego pałacu Aleksander Kwaśniewski zirytowany takim stanowiskiem premiera, oświadczył , że „Donald Tusk traktuje urząd prezydenta i wybory niepoważnie. Nie ma prawa mówić takich rzeczy – to wbrew kulturze prawnej i interesowi Polski”. Zdaniem byłego prezydenta „Tusk zmienił poglądy pod sytuację”.
Jeżeli Donald Tusk „zmienił poglądy pod sytuację”, to jaka jest ta sytuacja?
Z pewnością jest diametralnie inna niż w roku 2005. Na scenie politycznej pozostały dwie partie Platforma i PiS, reszta, jako satelity tych partii, krążą już tylko na planetarnej orbicie wokół tych partii. PSL pociesza się, że wyborcy przypomną sobie o tej partii przed wyborami, a SLD przywraca do łask starych towarzyszy, Millera, Oleksego i Kwaśniewskiego.
W systemie dwupartyjnym powstawanie decyzji politycznych może zostać sprowadzone do poziomu praktykowanego w ligach piłkarskich, czyli do ustaleń zawieranych w szatni przed meczem. Taka zabawa była często praktykowana w polskiej lidze. Działacze i właściele klubów ustalali wynik przed meczem, a drużyny markowały rywalizację bawiąc kibiców. System demokracji dwupartyjnej do złudzenia przypomina taką „zabawę”.
Decyzja premiera Tuska jest podwójnie zaskakująca. Premier Tusk miał prezydenturę w zasięgu ręki. Gdyby został prezydentem, a Platforma Obywatelska dalej by rządziła w koalicji z PSL-em, to mógłby naprawdę decydować o kierunku zmian w Polsce. Dla każdego ideowego przywódcy sytuacja taka jest celem działania. Media stworzyły szerokie poparcie opinii publicznej dla Platformy i taka podwójna władza była w zasięgu możliwości premiera Tuska i Platformy Obywatelskiej. Dlaczego obecny premier nie chciał o taką władzę walczyć ?
Kto go skłonił do takiej decyzji ? Oto jest pytanie. Można spekulować analizując ten temat, a do takiej spekulacji jako wyborcy mamy pełne prawo.
Czyżby obecny premier obawiał się nadchodząćego kryzysu i tym nadchodzącym kryzysem chciał się w przyszłości podzielić z przyszłym prezydentem z innej partii politycznej? Jeżeli taki wariant jest prawdziwy, to Platforma Obywatelska będzie już na starcie chciała oddać walkowerem wybory prezydenckie. Czyżby ci układacze wyników w szatni klubowej już teraz zakładali kto wygra ten wyścig ? Zobaczymy po następnym ruchu na szachownicy, kogo Platforma wystawi jako kandydata do tych wyborów ? Czy kandydat Platformy będzie kandydatem silnym, z szansami na zwycięstwo, czy od razu przeznaczonym na przegraną? Czy wybory wygra ktoś trzeci, czy też zostanie „ustanowiony” system dwupartyjny, czyli premier Platformy, a prezydent z PiS, a w kolejnej kadencji na odwrót.
O tych manewrach politycznych dowiemy się więcej, kiedy poznamy pełną listę kandydatów do tych wyborów. Poczekajmy na tę listę cierpliwie.

3 luty 2010
www.wojciechborkowski.com