Premier na nartach w Alpach


Premier na urlopie

Po stu dniach pracy na stanowisku premiera nasz “cudotwórca” Donald Tusk zapakował manatki i wyjechał z rodziną na urlop w Alpy.
Same Alpy, jako takie, nie robią już wrażenia na Polakach. Jednak urlop po tak krótkim okresie pracy, zrobił na nich wrażenie. Po stu dniach bałaganu, braku ładu i składu, premier poczuł się zmęczony, zostawił własnych wyborców z ich problemami i wyjechał odpoczywać po tej harówce, czyli studniowej sesji cudów ?
Polskie poszukiwanie dni wolnych od pracy, stało się narodowym sportem. W tej dziedzinie Polska ma prawdziwe osiągnięcia. Moda ta udzieliła się także premierowi. Takie urlopy po stu dniach pracy są tylko możliwe w polityce, bo tak naprawdę politycy tylko wprowadzają zamęt i sieją niepokój. Waldemar Pawlak z PSL, partner koalicyjny PO, uciekając przed protestami rolników, które się właśnie rozpoczynają mógłby również wyjechać na urlop w Alpach. Tam w atmosferze relaksu ci znakomicie mężowie stanu mogliby wreszcie dojść do siebie po tym sukcesie wyborczym, który miał zmienić Polskę.
Na okładce tygodnika Polityka zamieszczono zdjęcie Donalda Tuska upozowanego na aktora z Hollywood. Zdjęcie opatrzone jest pytaniem: „Co ja wam dam”? Po przeczytaniu rozmowy z premierem znajdujemy odpowiedź na to pytanie: Co ja wam dam ? - to nie wiem sam.
Wystarczy popatrzeć tylko na zdjęcia zamieszczane obecnie w polskich tygodnikach. Politycy Paltformy przedstawiani są na nich jak modele z żurnala. Zamyślone miny pełne pogłębionej refleksji. Parę miesięcy temu widzieliśmy zupełnie inny styl prezentowania polityków PiS . Na zdjęciach zamieszczanych w kolorowych tygodnikach, politycy PiS fotografowani byli w karykaturalnych ujęciach, które miały przekonać czytelników, że ich wygląd świadczy o nich. Tak to się robi politykę poprzez tendencyjny wybór niby przypadkowych ujęć.
Jak do tej pory, czyli przez te symboliczne sto dni, Platforma Obywatelska bawi medialnych odbiorców kolejnymi sensacjami. A to utajnia posiedzenie sejmowe w sprawie podsłuchów, które wzbudziło uwagi krytyczne nawet własnych koalicjantów z PSL, a na którym przedstawiono informacje co najwyżej urzędniczo poufne.
A to emabluje widzów zniszczonym laptopem byłego ministra Ziobro, którym jednak nie chce zająć się prokuratura ponieważ sprawa nie ma znamion przestępstwa. Bardzo ciekawie zapowiada się komisja sejmowa powołona do wykrywania tak zwanych „Nacisków”.
Pełna nazwa obejmująca zakres prac tej komisji jest bardzo długa i skomplikowana. Pewien niepokój budzi rezerwowy skład polityków Platformy Obywatelskiej wytypowanych do pracy w tej komisji sejmowej. Przewodniczącym tej Komisji został wybrany poseł Andrzej Czuma, którego wcześniej znaliśmy ze stacji radiowej „Radio Czuma”. Okazuje się , że nie święci garnki lepią , tylko znani nam ludzie. Poseł Czuma ma w Chicago kilku adwersarzy i to ze strony zwolenników Platformy Obywatelskiej którzy parę miesięcy temu zamieścili tekst na własnej stronie internetowej, pod sensacyjnym tytułem: „Wytaczamy proces Andrzejowi Czumie”.
Jednak po zwycięstwie Platformy nie wrócono już do tego tematu, a poseł Andrzej Czuma ma szanse zabłysnąć na medialnym firnamencie jako nowa gwiazda politycznego show. Jednak najbardziej przykrym wydarzeniem mijającego tygodnia była wypowiedź telewizyjna byłego ministra Szczygło, który żołnierzy Wojska Polskiego oskarżonych o ostrzelanie wioski w Iraku nazwał bandą durniów. To jest tak obrażliwe , tak bezsensowne i tak plugawe, że gdyby pan Szczygło miał chociaż odrobinę samokrytyzmu, to powinien natychmiast złożyć legitymację poselską i wycofać się z polityki raz na zawsze, do końca własnego życia.

12 lutego 2008