Polska "LEDowa"


Polska "LEDowa"
Teraz mamy Polskę "LEDową" , a nie "ludową" , jak to dawniej bywało. "Ledową" - od ledowego światła, nowych ledowych lamp i ledowych monitorów telewizyjnych i komputerowych. W Polsce "ledowej" samochód z ledowymi światłami jest symbolem nowoczesności i zamożności. Ledowe światełka oświetlają domy na zamkniętych osiedlach ukrytych za szlabanami. Tak to dawni "solidarni", którzy firmowali transformację, odgradzają się w tych zamkniętych osiedlach od nowych "nieudaczników". Szlabany i strażnicy na tych zamkniętych osiedlach dźwigają ciężar sumienia nowych elit.
Bieda rośnie, a razem z nią rosną mury odgradzające strzeżone osiedla mieszkaniowe. W XXI wieku, w Europie środkowej, rosną nowe Bastylie wewnątrz miast, których mieszkańcy dwadzieścia lat temu takie mury burzyli? Nie ma różnicy między murem odgradzającym systemy polityczne, od muru odgradzającego biednych od bogatych. Zjawisko to jest w Polsce powszechne, jakby nikogo z rządzących nie raziło, a jest się o co martwić.
Odwiedzam po raz kolejny Łódź, moje rodzinne miasto przeżywające trudne lata od początku zmian ustrojowych, które miały mu przynieść dobrobyt. Drogi w fatalnym stanie. Mój kolega twierdzi, że łódzka policja ma bardzo ułatwione zadanie w rozpoznawaniu pijanych kierowców na drodze. Pijak jedzie prosto nie zważając na dziury w drodze, trzeźwy kierowca robi na drodze slalom gigant omijając te dziury. Ogroma liczba domów, nawet tych świeżo odnowionych jest zamalowywana ordynarnymi napisami "kiboli". Zjawisko to dawniej zupełnie marginalne przybiera formy zatrważającego obyczaju. Zachowanie kiboli idących w grupie asekurowanej przez policję , aby nie dopuścić do fizycznego starcia z taką samą grupą kiboli innej drużyny , powinno stać się powodem do poważnego zastanowienie się polityków. Awantury polskich kibiców na stadionie w Kownie wywołują spóźnione komentarze we wszystkich polskich mediach. Te kibolskie "manifestacje" są formą odreagowania kompleksów i poniżenia tych młodch ludzi. Oni manifestują kompleks odrzucenia. To już daleko wyszło poza ramy pospolitego huligaństwa. Ci młodzi ludzie bez szans na awans społeczny, pominięci przy dzieleniu się z nimi odpowiedzialnością za rozwój miasta, czy kraju, tworzą nieformalne kibolskie organizacje, zastępujące im rodzinę i poczucie przynależności do własnego narodu. Ich "popisy" za granicą Polski są powodem do wstydu, ale zjawisko to jest bardziej poważne niż nasz wstyd za te kibolskie ekscesy. To jest choroba bardziej poważna od "grypy" huligaństwa, którą przechodzi wielu młodych ludzi. To jest dramat wyobcowania się tych młodych ludzi i odrzucenia ich poza margines spraw, za które oni też powinni się czuć się odpowiedzialni.
W wielkich salonach sklepowych oglądamy Polskę "ledową" wypełnioną zagranicznymi gadżetami, a na ulicach Łodzi spotykam znajomych przerażonych kolejnymi podwyżkami cen energii i żywności. Zbliża się czas wyborów, ale moi łódzcy znajomi zajęci są własnymi sprawami i własnymi długami. Zainteresowanie zbliżającą się rocznicą wypadku pod Smoleńskiem znikome. O wyborach również nie chcą rozmawiać, a problemy rodzinne i wspomnienia z młodości są podstawowym tematem każdej rozmowy.
Zbliżamy się do półmetka, czyli do 22 rocznicy istnienia Polski niepodległej. PRL istniał 44 lata , nowa Polska zbliża się do 22 rocznicy istnienia. Czas na podsumowania. Miejmy nadzieję, że poważni badacze zabiorą się za podsumowanie dorobku i strat związanych z tym okresem. Ciekawe będą porównania, ile zbudowano mieszkań przez te 44 lata w PRL-u , a ile zbudowała nowa Polska przez te 22 lata? Ile zbudowano fabryk, hut i kopalń w tym okresie. Ile fabryk zamknięto, a ile sprzedano, ile zbudowano szkół dawniej, a ile tych szkół teraz zamknięto? Ile Polakom i Polsce pozostawiono tak oczekiwanej suwerenności?
Jak spaceruję po tej zapomnianej przez polityków Łodzi, to serce ściska się ze smutku. Nawet piękny Port Łódź i Manufaktura nie przynosi pocieszenia dla strapionego serca. W śródmieściu dominuje stara eklektyczna zabudowa pamiętająca "ziemię obiecaną", a teraz zapomnianą. Obrzeża miasta zabudowane PRL-owskimi blokami. Nie ma fabryk, nie ma pracy, brakuje też pomysłu na rozwój mojego rodzinnego miasta. Politycy polscy, zajęci globalnymi problemami obcych bankierów, zupełnie zapomnieli, że problemy zaczynają im się piętrzyć pod nosem. Czas jakby na świecie przyśpieszył, ale w Łodzi zwolnił.
Łodź pozostaje w długim cieniu europejskiej Warszawy. Podróż samochodem z Łodzi do Warszawy trwa od 3,5 godziny do 5,5 godziny. Ja jechałem 3,5 godziny, co przy polskich cenach benzyny, 2 razy droższej niż w Chicago, budzi silne emocje i takie same komentarze.

31 marca 2011
www.wojciechborkowski.com

drukuj Wersja do druku